1.2.15

***

Jest ciemno. Ciężkie szare zasłony pilnują, aby nie dostało się tu żadne światło. A jednak, a jednak jest nikła poświata, która pokazuje rysy jego twarzy. Śpi. Spokojnie. Budzę się tutaj kolejny raz, kolejny raz wiem, że będę budzić się już tu zawsze. Nie w tym łóżku, nie w tym domu,  może nawet nie w tym mieście, ale tu, obok niego. To jak przebłysk, nagłe oświecenie. Któregoś poranka to po prostu się stało. Świadomość, przynależność, coś stałego. Wydawałoby się, że już to czułam, wydawałoby się, że to już było. Nie raz. Nie. To coś innego. To zawsze była chęć, to zawsze była potrzeba, to zawsze było zmęczenie i to wyrywające się z piersi uczucie, pragnienie, bycia z kimś, dla kogoś, błaganie ciała o spokój i stabilność. Teraz to nie prośby. To nie wołanie. To pewność. To nie pogodzenie się, że tak już będzie, bo nie będzie lepiej. To pewność. To czyste "po prostu".
Myślenie się przestawia. Chcę znów się opiekować. Opuszczam bariery. Tym razem powoli. Podchodzę całkiem inaczej, jednak cała, nie połowicznie. Wpuszczam go do swojego świata. Chce go wpuścić do swojego świata.
Boję się, jak każdy, jak zazwyczaj. Przypomina mi się, że już byłam tyle razy pewna, tyle razy uwierzyłam. Tylko tym razem to uczucie jest inne. Pewniejsze. To już się po prostu stało. We mnie w środku coś się przemieniło i oddało drugiej osobie w całości. Czuję, że jesteśmy związani. Czuję jak emocje targają, jakie są skrajne gdy tylko dzieje się chwilę coś źle, gdy tylko na chwilę się coś zasiewa w głowie. Chce niszczyć cały świat, wybuchać go i zmiatać w pył. Skoro ma nie być nas, nie będzie już nic. Potem patrze na niego w nocy, gdy światło z latarni wpada przez ciężkie zasłony, patrzę i rozpiera mnie radość. Jest tu obok, jest mój. Jestem szczęśliwa.


Brak komentarzy:

O mnie