26.6.12

***

Jesteś dobra. Wiesz to. A taka głupia. Patrz co sobie robisz. Zobacz, nie masz do siebie szacunku. Nie pozwalaj na to. Jesteś dobra. Wartościowa. Wcale nie jesteś przeciętna. Nie słuchaj tego. Wyłącz się. Nie jesteś głupia, nie jesteś prosta. Nie daj się omamić. Nie pozwól na mieszanie cię z błotem, na gniecenie, wyniszczenie. Jesteś dobra. Bądź dobra dla tych, którzy chcą być dobrzy dla Ciebie. To normalne. Nie ma się czego wstydzić. To naturalne. 

 -Jesteś tego pewna?-
-Tak-
-Zastanowiłaś się poważnie?-
-Tu nie ma się nad czym zastanawiać. Już zdecydowałam. Potrzeba mi tylko trochę czasu. Na rozwiązanie pewnych rzeczy, na dopięcie wszystkich spraw. Na wyjście z bagna -
-Konsekwencje?-
-Przecież nie jestem życiowym nieudacznikiem. Konsekwencje ponoszę codziennie. Codziennie mieszam się z błotem i udowadniam sobie jaka jestem głupia. Jestem dobrym człowiekiem. Nie zasługuje na to , aby się krzywdzić prawda?-
-Brzmi mało przekonywająco-
-Nie muszę cię przekonywać. Sam zobaczysz.-

24.6.12

***

 - Co jeśli znów się we mnie kumuluje wszystko? Co jak wybuchnie? Boję się. Nie chce się bać. Tak już będzie całe życie? -
- Wegetujesz, próbujesz przetrwać. W stadzie wilków, doczepiasz sobie szpony -
- Wilki mają też dobre nawyki, nie wszystkie są złe -
- Nie jesteś wilkiem, nigdy nie będziesz. Póki nie wrócisz do siebie, do swojej natury, do środka, głęboko skrywanego... to będzie tak do końca życia. -
- Gdybym wróciła, nie musiałabym przejmować się ,że wybuchnę, że dam się ponieść. Chwytałabym, dawała, na miliony sposobów, całą sobą, wiesz to. wiesz też, że uciekłabym. -
- Wiem -
- i wydaje Ci się, że to dobre? A inni? -
- ktoś kiedyś zrozumie. jestem pewny. ktoś kiedyś -

15.6.12

***

Okłamałam Cię. Bezbłędnie próbując okłamać znów samą siebie. Zrobiłam to , bo nie chciałam ruszać głębiej części mnie, która znów nie rozumie, znów się zastanawia, topi.Łatwiej było po prostu się tego wyprzeć. D. - To jedyna kwestia w  której łgałam mając nadzieję, że w końcu wejdzie to we mnie tak głęboko ,że stanie się prawdą. Nie staje się. Te wszystkie pieprzone obrazy z naszego życia, życia przez chwilę, głęboko siedzą w mojej głowie. Za cholerę nie mogę się ich pozbyć. Co jakiś czas dostaje dawkę bodźców które odżywiają wspomnienia tak, aby kwitły dalej. Tęsknota. Ale jaka tęsknota. Całego mojego organizmu, wszystkich moich zmysłów. Zapachy, dotyk, obrazy, zatapiam się w niej. Masz racje. Starałam się zracjonalizować. Po co się w nią tak wgłębiasz, czemu ją tak chłoniesz, to nic nie zmienia, czujesz się tylko gorzej. Co sama robię? Katuje się. Tnę swoje serce i całe swoje wnętrze obrazkami z przeszłości. Zamykam oczy przywołując wszystko co miało miejsce. Pamiętam każdą kroplę opuszczającą opuszki palców, gdy unosiłam je w wannie nad naszymi kolanami. Pamiętam wzrok, smak wody z kranu. Pamiętam każdą małą rzecz, która sprawiała mi tyle bólu, zaznaczenie terytorium przez inną. Obrazki na szkle, w małym oknie w łazience. Jego troskę o nią, nie o mnie. Jego nie widzenie mnie, tego, że jest mi trudno. Pamiętam plany, które miała ułatwić nam wspólne życie pod jednym dachem. Wtedy były to nic nie znaczące drobnostki, którymi się kompletnie nie przejmowaliśmy. Dzisiaj te same rzeczy są dla mnie dużymi problemami potrafiącymi  doprowadzać mnie do szału. Pamiętam też pewien rodzaj troski. Jak wszedł do sali szpitalnej i krzyknął "Okłamałaś go". Chciał , aby lekarz wiedział, że nie byłam z nim szczera. Chciał dla mnie dobrze. Ja nie chciałam, żeby się martwił. Pamiętam jak wyrastały mu szpony, którymi co chwilę ciął mnie, tą prawdziwą, poharatał i zostawił na pewną śmierć. Nie chciał, był pewien ,że to ja jestem potworem. W akcie desperacji sama odcięłam sobie skrzydła, myślałam, że tak będzie dla niego lepiej, że tego chce. Nie chciał. Siedział wtedy na rogu łóżka, a z moich ust wyrwało się po raz pierwszy i ostatni coś co kompletnie nie było moje. Ostatnia karta, którą podsunęły mi czarne cienie. Pamiętam dokładnie jak przytulił mnie ostatni raz na pożegnanie. Chciałam rozpaść się na kawałki. Pamiętam jak stałam zmarźnięta, przemoczona, czekając aż się zjawi. Gdy w końcu przyszedł, nie miałam odwagi podejść. Pozwoliłam mu pokonać tysiąc schodów, zadzwoniłam, pokonał je znów, tym razem w dół. To nic nie dało. Nie potrafiłam go zachwycić. Pamiętam jak otworzyłam szafę, wyciągając ubranie. Wypadło zdjęcie. Chciałam je odłożyć na miejsce i zobaczyłam ich więcej. Płakałam. Nogi mi się wtedy ugięły i płakałam najmocniej jak tylko potrafiłam. Po co? Byłam za młoda i za głupia, żeby mieć odwagę zmierzyć się z jego przeszłością. Nie miałam siły, bo ona wciąż wracała, zasiewając kolejne ziarenko. Teraz wszystko zrobiłabym inaczej. Już wiem, że obawa przed zostawieniem mnie była nierozsądna, niedojrzała, zasiana przez te cholerne cienie. Kiedy nie mieliśmy co jeść, robiliśmy pieczywo tostowe z masłem w piekarniku. Co to był za smak! Żadne z nas nie przejmowało się , że chce czegoś więcej. Gdy mieliśmy trochę więcej kasy, kupowaliśmy bagietki, jedliśmy je zapiekane serkiem pleśniowym i z ciemnymi winogronami. Pokazywał mi dużo filmów. Oglądaliśmy je do snu codziennie. Pamiętam fakturę materiału naszych koszulek do spania. Tak, mieliśmy je identyczne. Pamiętam jak zwiewnie z nas zlatywały. Mieliśmy album, swój, z nami. Był najpiękniejszym albumem na świecie. Już nie istnieje. Wyrwane z niego karty leżą schowane tak głęboko by nikt nie mógł ich zobaczyć. Listopad. Wyjazd, który był pięknym filmem. Każdy dzień był nowo narodzonym szczęściem. Byliśmy sami, a każdy kawałek świata w koło był nasz. Spokój, miłość, bezgraniczne moje oddanie. Dwa samotne rowery skąpane w blasku słońca, pokładające się brzozy szepczące swoją historię. Jak namalowane. Najpiękniej pachnące zdjęcia, zrobione tylko po to by skończyć kliszę. Nasz śmiech , gdy nadzy staliśmy na środku polany i pojawili się przypadkowi grzybiarze. Nasza tęsknota podczas powrotu, gdy padał deszcz, a na polach mieniły się w kroplach rudawe odcienie krzaków aronii. Jesienny spacer po łazienkach. Dziecinny chichot domagający się o wiewiórkę.Uciekające stopy staruszki, pokazujące jak mija czas. Jaki jest bezlitosny. To nawet nie jest jedna dziesiąta tego co pamiętam. Nigdy nie dowiem się, czemu to tak naprawdę się skończyło. Mimo tych wszystkich dni, mimo prób kontaktu, próśb o spotkanie, o wytłumaczenie dlaczego, dla niego jestem nikim. Czymś co jest zbędne, niepotrzebne, nie istnieje. Wyrzucone. Nie zasługujące na nic. Nawet najgorsza prawda, byłaby czymś co pozwoliłoby ukoić moją tęsknotę. Pozwoliłoby wyrzucić domysły. Gdyby tylko powiedział, że to wszystko było ulotne, że nie Kochał, że byłam plastrem. Nie powiedział, pielęgnując to ziarenko, które we mnie jest. Może z nim zrobić wszystko. Pozwolić mu jednym zdaniem uschnąć ,zgnić lub znów rozkwitnąć. Nie pozwala mu jednak na żadem ruch. Moje telefony, moje listy, bez odpowiedzi trafiają do kosza. A ja nie chcę męczyć się z tym do końca życia. To trwa i trwać będzie. Bez jego pomocy, nigdy sobie z tym nie poradzę. Nie chcę układać puzzli życia , tylko po to by ufizycznić utarte już schematy. Na to mnie skazał, a ja nie mogę zrobić nic.

4.6.12

***

Raz, dwa, trzy - skrada się cicho.
-Mów do mnie.- Dłoń, lekki gest, muśnięcie. -Nie mów mi nic.-
Słońce, promienie, skradają się za drzewami.
-Zawołaj mnie. Jestem tym czym się wydaje.-
Raz, dwa, trzy - patrzy uważnie.
-Wywęsz mnie.- Ciało, szelest, szybki skok.
-Zgubiłem Cię.-
Mgła,mrok, chłód strąca krople traw.
- Nie patrz na mnie. Istnieje tutaj sama, sama chce zostać.-
Raz, dwa, trzy -
- Chodź za mną.-
- Nigdy nie chciałaś bym został.-
- Znam każdy Twój ruch - trzask, świerku gałązka, ból.
Skóra, blado szaro, z lekkim perłowym blaskiem.
Raz, dwa, trzy -
-Spałem sam, nie przyszłaś-
-Pozwól mi być-
Drzewa, spierzchnięta kora drzew, gładkość stóp.
Raz, dwa, trzy- opuszki palców, wybijają rytm. Krzyk.
-Ty, pozwól mi-
-Musisz iść do domu-
-Chodź ze mną. Mam klucz. Ciepła pęk-
Raz, dwa, trzy - naga skóra trze o korę.
Kolce, ból, strużki życia, rzeki życia. Jęk.
-To wilk zawył. Zostaw wilka-
-Nigdy!-
-Nie ma powrotu-
Ból, morze życia, szał. Rozdwajająca się twarz. Dwie twarze, trzy, cztery....uciekł.


***


Czujesz, jak znów się od Ciebie uzależniam? Och nie bądź nie mądry, nie pytaj "jak to?". Z każdą drobnostką chce dzwonić do Ciebie. Dzielić się znów wszystkim. Powstrzymuję się, staram się też nie  odbierać od razu telefonu, żebyś nie widział jak na niego czekam. Gdy tylko coś zobaczę, gdy tylko coś usłyszę od razy chce Ci to pokazać. Gdy coś się dzieje, coś mnie martwi, chcę abyś mnie wysłuchał. Nie oczekuje rady, pocieszenia, poklepania po ramieniu. Nie oczekuje nic więcej niż milczenia i wysłuchania, to jedyne moje wymagania. Nic więcej. Tylko powiedz mi, czy nie powinniśmy uważać? Oboje jesteśmy nieźle pokręceni. W obojgu jest tyle energii, złej, dobrej, przyciągającej. Czy Ty też uzależniasz się ode mnie? Wiesz dobrze, że z naszymi zawirowaniami znów możemy zagonić się w ślepy zaułek. W iluzję która może nas wyniszczyć, poharatać. Nie robię czegoś źle? Wiesz, że nie chce.

O mnie