31.7.12

***

Tępy silny ból, i to światło, jakby ktoś odpalił race tuż przed Twoim nosem. Chwila zwątpienia. Ręce z ledwością obsługują korkociąg, nadal są odrętwiałe, nie ma w nich prawidłowego czucia. Różowe, z kotem na etykiecie, obrzydliwe. Zapętlona od paru dni myśl, tęsknota, szybka decyzja. Jadę.
Najlepsza decyzja podjęta na przełomie roku, z mocnym naciskiem na "naj". Nie zastanawiam się czy powinnam, czy warto,czy to ma sens. Zastanawiam się tylko, jaki środek transportu wybrać, żeby było jak najszybciej. Kupuje wodę, jest długa kolejka,płacę i dopiero teraz uświadamiam sobie, że stałam dziesięć minut w gnieździe os. Było ich z piętnaście, latały w koło mnie i słodkich bułek. Nie robiły mi tym razem różnicy.
Najpierw biegnę na plażę - zawsze. Tym razem daje nam czas. Zaczyna boleć mnie brzuch, znów stres, ostatnio tak właśnie się objawia. Cieszę się, a zarazem boje. Wchodzimy na statek. Wiatr plącze mi włosy, słońce muska po policzkach, czuje zapach wody, gdy wypływamy dalej patrze na jej kolor, który zawsze mnie tak fascynuje. Jesteśmy tu i jest spokój.Oddycham.
Oddycham prawdziwie, nie udaje, zamykam oczy, czuje jak ze mnie wszystko ucieka, toksyny ulatniają się z głowy. Nie mogę powstrzymać uśmiechu. Nie wiem jak wyrazić intensywność przeżywania chwili. Właśnie teraz, właśnie tu. Widzę siedzące pary, koło siebie, nic nie mówią, przytulają się. Co im pozostało? Mają o czym rozmawiać? Znów brzuch. Zaczynam się niepokoić, myśli idą nie w tę stronę. Zasypuje je natłokiem wrażeń. Skupiam się na wodzie, na wszystkim w koło. Nic to nie daje. Nadal są na wierzchu.Szukamy noclegu. Jeden, drugi, trzeci, wszystko zajęte. Ta sama para co na statku, on nas pozdrawia przechodząc obok. Co się później okazało, ja bałam się jego reakcji, on bał się mojej. Biedni ludzie, byli po prostu otwarci, a my fokusując się na sobie , zbudowaliśmy dla nich mur. Hipokryci. Udało się, jest. Szybko się odświeżamy, przebieramy, idziemy jeść. Potem plaża, ciemność, gwiazdy, ból brzucha, czarne morze, statki w oddali, spokój. Otwieramy się znów, szczerość, obruszenia, powaga, miłe słowa i mniej miłe też. Spacer, tafla wody, szum i trzaski trzcin za nami. Cymbergaj, obcy ludzie, mur , szukanie plaży, kamyczek,swoboda. Jeszcze tysiąc innych rzeczy w zaledwie tak krótkim czasie. Noc. Nieodparta ochota na zatrzymanie.
Następny dzień, mieszanie uczuć, skrajne emocje, napędzane myślami zbędnymi. Poczucie bliskości. Poczucie bezpieczeństwa. Wszystko się unormowało.

6.7.12

***

Budzi mnie trzask, otwieram oczy i widzę jak teczka z dokumentami do notariusza, z siłą uderza o okno. Nade mną stoi on, zabija muchy. W drugim pokoju jest ich milion więcej, ale robienie tego nad moją głową jest o wiele zabawniejsze. W końcu to moje urodziny. Miałam jeszcze spokojnie dwie godziny snu. Miałam. Dzień , więc zaczyna się od awantury. Na zwrócenie uwagi, że są to bardzo ważne dokumenty i nie jest to łapka na muchy, oddaje mi podniesionym głosem szereg uwag na mój temat. Jestem zła, od rana się biedaka czepiam. Wychodzi, mam parę godzin dla siebie. Rozmawiam na temat wyjazdu, dowiaduje się co jeszcze muszę załatwić. Orientuje się w cenach biletów i wybieram termin. Dzwoni mama. Przyjmuje życzenia i przełykam tę gulę żalu, że jej nie będzie, nie przyjedzie. Weekend spędza ze swoim facetem. On jest teraz najważniejszy.Przychodzi on. Dziękuje w przedpokoju za kwiaty. Oddaje szczotkę, którą czesałam przed chwilą kota, muszę wsadzić kwiaty do wazonu. Rozsiada się jak zawsze w fotelu przed komputerem. Na nogach buty, szczotka ląduje na talerzu. Czepiam się znów. Uważam, że talerz na którym się je, nie jest odpowiednim miejscem na pełne sierści urządzenie do wyczesywania,no i te buty, po raz tysięczny zwracam uwagę by zdjął buty, mogłabym się w końcu odczepić. Jestem fatalną partnerką. Przecież od rana mam same problemy. Słyszę szereg obelg, na które odpłacam się tym samym. Znów wychodzi sprawa prezentu, z którego według niego powinnam się super cieszyć. No tak, nie wspomniałam o prezencie. Wczoraj przyszedł po pracy, położył na stole torbę. Były tam kosmetyki które przygotowała jego mama dla mnie już jakiś czas temu. Wspomniała o tym przecież w weekend, a ja upomniałam się dzień wcześniej. To nic, jest tam przecież mój prezent! Perfumy.
W zeszłym tygodniu byliśmy w drogerii, przy stanowisku z perfumami stały dwie dziewczyny. Oglądały perfumy, zaśmiałam się, zapytał czemu - bo nie rozumiem, czym się tak zachwycają, przecież te perfumy są fatalne-. Tak, dostałam właśnie TE perfumy. Żeby była jasność - nie jesteśmy ze sobą od trzech miesięcy. Jakby dobrze zliczyć, to będzie prawie szczęść lat, a znamy się chyba z dziesięć. To nie jest tak, że niczym się nie interesuje, albo nikt o moich zainteresowaniach nie wie. Wręcz przeciwnie. Mało tego, jeszcze dwa dni temu, pokazywałam rzeczy, które mi się podobają a zwyczajnie mnie na nie nie stać. Nie stać mnie na sukienkę za osiemdziesiąt złotych. Wiem, że muszę zapłacić rachunki, kupić kotu jedzenie, żwirek. -Kupię ją, jak tylko dostanę wypłatę- dodaje i wychodzimy ze sklepu. Proponuję, żebyśmy poszli do drogerii i zwrócili perfumy i będzie po sprawie. Nie  chce mu się. Uważa, że spełnił obowiązek partnera. Kupił prezent. Nie ważne czy się z niego cieszę czy nie, on ma to załatwione. Z kasą jest ostatnio u mnie bardzo krucho. Nie mam wpływu na klientów, którzy od grudnia nie płacą, a ja mimo usilnych starań, nic nie jestem w stanie zrobić.Dodatkowo, drugie mieszkanie,generujące od trzech miesięcy koszta, bo nie mogę go wynająć. Tym bardziej jestem zdenerwowana, bo nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto.
Wróćmy jednak do dnia dzisiejszego. Proponuje mi wyjście na basen. -mówiłam Ci wczoraj, gdy proponowałeś to samo, że ta forma rozrywki mnie nie interesuje. Nudzę się na takim obiekcie już po niespełna piętnastu minutach- Nie wytrzymuję, nie chce go słuchać, idę do sypialni. I tak sobie leżę , gapiąc się przez okno w jeden punkt. Policzki zalewają się coraz większą falą łez, oczy puchną i są coraz bardziej czerwone. Zaczynają wyskakiwać po bokach małe plamki na skórze. Przychodzi. Mówi, że kompletnie nie wie o co mi chodzi. Tłumaczę. Tłumaczę mu jak bardzo mnie boli, że mnie nie zauważa. Nie słucha. Mówię mu jak bardzo mi przykro, że nie dzieje się nic, że to moje święto, że słucham od rana tylko obelg. To przykre, naprawdę. Czuję się jakby nikt na świecie się mną nie interesował, jakbym nie była ważna dla nikogo. Jak by nie obchodziło kompletnie nikogo, żebym była zadowolona , radosna. Nie jestem materialistką . Wystarczyło mnie zabrać do zoo, parku, nad rzekę, na polanę, gdziekolwiek. W uparciu o prezent cieszyłabym się ze zwykłych koralików, czy spodni które na promocji kosztowały całe trzydzieści dziewięć złotych. Wystarczyło pokazać - hej, jestem tutaj dla Ciebie i z Tobą i chce , żebyś się dobrze czuła. No nic, słyszę kolejne zdania jaka jestem niedorozwinięta i głupia. Każe mu wyjść z pokoju i zalewam się jeszcze większymi łzami. Dzwoni telefon, rozmawia przez niego lakonicznie i wychodzi. Mam przeogromną nadzieję, że się zreflektował. Niestety. Gdy przychodzi słyszę pretensje, że nie zrobiłam imprezy, że sama nie wymyśliłam co chce robić. Jestem strasznie beznadziejna. Przecież powinnam była to wszystko przewidzieć, zadbać o to by mógł się pobawić, żeby miło spędził czas. Przebieram się. Postanowiłam wyjść. Idzie ze mną. Awantura w windzie, awantura w samochodzie. Nie zadowolony. Nie wie co ma powiedzieć kolegom, czy wychodzi z nimi imprezować dziś czy nie. to jest najważniejsze. Wiezie mnie na kolacje. Usłyszałam uwagi dotyczące mojego wyjazdu. Jak to się będę pieprzyć z anglikami. Jemy oboje, płace rachunek, daje dziesięć złotych napiwku,obsługuje nas moja znajoma, chce przez chwilę poczuć, że mnie na to stać, resztę która mi zostaje, oddaje jemu. Podczas kolacji stwierdził, że strasznie dużo na mnie wydał. Sytuacja wzięta z kosmosu, ale wolę mieć święty spokój. Żegnam się z fryzjerem u którego nie byłam już rok. Rachunek do zapłacenia - fryzjer poczeka. -Chcesz może się gdzieś przejść?-pyta gdy wsiadamy do samochodu. -tak, chodźmy do łazienek-. Rusza, wykręca -tam to mi się nie chce - wracamy do domu. W domu po kolejnej awanturze idę się położyć. Chcę już zasnąć i skończyć ten przeklęty dzień, który na każdym kroku dobija mnie uświadamiając jaka jestem nie ważna. Kładzie się po jakimś czasie obok i chyba już się uspokoiło. Głaszcze mnie po głowie, a ja zasypiam. Gdy budzę się, już go nie ma. Wcale mnie to nie zdziwiło.
Tak wyglądały moje dwudzieste piąte urodziny. Próby mówienia o swoich uczuciach i o tym jak jest mi przykro, usłyszały tylko powtarzające się jak echo - yhmmm, taaa napewno, jasne, co ty za bzdury opowiadasz - nie mogę o nich mówić,  są kompletnie bagatelizowane, a on powtarza tylko, że są to dla niego bzdury. Ja, moje uczucia, moje myśli, moje serce, jest dla niego jedną wielką bzdurą.


O mnie