14.9.13

***

pękło. raz dwa trzy i się rozlało. nie rozumiem jak, nie rozumiem czemu i nie rozumiem co ze mną jest nie tak. Co muszę mieć, a czego nie mam ,żeby się nie rozlewało, żeby nie pękało i żeby zatrzymać. Jak bardzo nie rozumiem, albo jak bardzo niezrozumiała jestem. Coś ewidentnie jest nie tak , a ja znów nie rozumiem. rozumiem tylko wstyd, rozumiem tylko ściśnięte gardło i strach przed wypowiedzeniem chociażby jednego słowa, żeby nie wylało się na zewnątrz, żeby nie poleciało za dużo wody, bo i tak pada, i wystarczy jej już za oknem. O ile prościej byłoby być nieskażonym, naiwnym i nic nie podejrzewającym, nie rozumiejącym, jak dziecko przyjmując wszystko, wierzyć w świętego mikołaja i nie wątpić w jego istnienie, nie spotka na swojej drodze nikogo kto uświadomi ,że jest inaczej, żyć w kompletnej niewiedzy. Muszę ochłonąć, przystopować i pomyśleć o wszystkim na spokojnie, ale trudno jest tak o czymś myśleć na spokojnie, gdy w środku, w głowie, brzuchu i sercu ma tysiąc myśli i tysiąc najsilniejszych emocji. Po cholerę one są takie właśnie, nie mogą się wyciszyć? Znów ten sam problem, czuć za silnie, czuć za wiele i co do cholery z moim przełącznikiem barier? jaka cholera mnie podpuściła ,żeby wyłączyć jedną z nich, uwierzyć, coś sobie po raz kolejny ubzdurać. Ale umiem, potrafię, potrafię się schować i udawać ,że wszystko jest w porządku. Tylko coś mi się wydaje ,że nie w tym miejscu w którym powinnam.
Chcę to znów wszystko zwymiotować, na raz. Zamiast tego powrócę do schematów. Do tuszu do rzęs i uśmiechu numer pięć, przyklejonym do tej pustej marionetki. Sznurkami porusza się w niej z niebywałą łatwością. Ona wierzy, że przecież to daje jej życie, daje jej możliwość wykonywania tych wszystkich rzeczy, których sama nie potrafi. Leżąc tak w kącie tylko czeka, aż ktoś w końcu przyjdzie i się zainteresuje, pobawi się z nią. Zabawa ma jednak pewną stałą cechę, nudzi się, kończy, marionetkę znów rzuca się w kąt i znów zostaje sama.
Chciałabym to wszystko zwymiotować.
Jak ja nienawidzę swojej głowy i siebie samej , za tą pieprzoną intensywność. Jak ja bym chciała mieć magiczny guzik, żeby to wszystko wyłączyć. Być niczym nie przejmującym się krwiopijcą.
Patrzę na siebie w lustrze, i widzę tą żenującą bezradność, ciało całe się trzęsie a z prysznica leci tylko zimna woda. Zwalam to wszystko na wodę, żeby nie przyznać się przed samą sobą, jak bardzo jestem beznadziejna. Stoję przed tym lustrem , patrze się z obrzydzeniem.
- znów to samo , naiwna , znów to samo, głupia - co jest ze mną nie tak? co jest ze mną nie tak ? co jest ze mną nie tak? co jest ze mną nie tak?co jest ze mną nie tak ? co jest ze mną nie tak? co jest ze mną nie tak?co jest ze mną nie tak ? co jest ze mną nie tak? co jest ze mną nie tak?co jest ze mną nie tak ? co jest ze mną nie tak? co jest ze mną nie tak?co jest ze mną nie tak ? co jest ze mną nie tak? co jest ze mną nie tak? - zazwyczaj na zadane głośno pytanie w głowie rodzi się natychmiastowa odpowiedź. Nie tym razem.
Chcę zwymiotować. Chcę spać. Może przejdzie.
Do tego wszystkiego już czuję skradającą się desperację i głupotę, już siedzi pod stołem i chichocze szyderczo. Odejdź
I to wszystko w Paryżu. Jak może mi się to dziać tutaj. Cóż za fatalna niesprawiedliwość.

O mnie