19.3.15

****

Tato,

Kolejna już rocznica za nami. Za mną, Ciebie tu przecież wciąż nie ma. Nie zapytasz jak się czuję? Nie czuję się.
Znów musiałam przez Ciebie płakać, znów musiało być mi przez Ciebie głupio. Znów się wstydziłam. Tylko dlatego, że Cię nie ma. Wiesz, nie radzę sobie, ale co Cię to obchodzi. Postanowiłeś nie być. Nie zastanowiłeś się. Nie byłeś odpowiedzialny. Wiesz? Odpowiedzialny. Czemu ja muszę być odpowiedzialna? Czemu do jasnej cholery JA, skoro Ty nie potrafiłeś? Czemu to wszystko zwaliłeś na mnie? Co Ci takiego zrobiłam? Nie byłam wystarczająco dobra, żeby dla mnie żyć? Zawiodłam Cię? Czym?
Powinnam przyjść do Ciebie, powiedzieć "Tato, nie radzę sobie, pomóż mi". Chciałabym rzucić się w Twoje ramiona i płakać. Płakać i krzyczeć jakie to wszystko jest niesprawiedliwe i że nie mam siły. Chciałabym się zbuntować, chciałabym odejść i jak mała dziewczynka, zrzucić z siebie odpowiedzialność i powiedzieć "radź sobie z tym sam". Kurwa, ja miałam szesnaście lat jak kazałeś mi sobie radzić sobie samej. Jak wepchnąłeś mnie w swoją odpowiedzialność. Zawiodłeś.
Leżę, trzęsę się, staram się nie płakać, ale dociera do mnie beznadziejność. Dociera do mnie, że on nic nie zrobił, że to ja jestem słaba.I trzęsę się dalej, z oczy lecą mi łzy, staram się je połknąć, staram się oddychać, ale nic z tego, dławi mnie dalej. I on mnie Tato zostawi, któregoś dnia zobaczy, że wcale nie jestem silna, że wcale nie jestem mądra, tylko udaję, a w środku jestem rozwalona, pomieszana, wybrakowana. Zostawi mnie, bo któregoś dnia, znów panicznie zareaguje na nie znaczące dla nikogo wiele, słowo. Zaboli mnie, urazi i będę starała się bronić z całych sił. Nikt nie będzie chciał być z taką wariatką. A ja, a ja mimo tego, że wszystko to wiem, wybuchnę. Bo będę widziała Ciebie. Bo będę panicznie się bała. Bo kurwa mać! Boję się przez Ciebie panicznie. Wydawało mi się zawsze wszystko takie poukładane, ale Ty, Ty pokazałeś mi, że to wszystko oszustwo. Jak mam wierzyć w cokolwiek? Pokazałeś mi, że nie mogę być pewna, że muszę się całe życie bać. Boję się. On jest dla mnie wszystkim. Mam dwadzieścia siedem lat, spotkałam go w końcu. Chociaż wkurza mnie strasznie, chociaż serce mi się tnie na kawałki i chce mi się czasem wymiotować, to on jest tym właśnie facetem. Tym dla którego zrobiłabym absolutnie wszystko. Wiesz, jest mi dobrze gdy robię coś dla niego. Jest mi jeszcze lepiej gdy widzę, że się cieszy, że sprawiłam mu tym przyjemność. Wiesz, jak panicznie reaguje gdy tylko na chwile chociaż, zrzednie mu mina? Wiesz, że to przez Ciebie? Nazwał mnie paranoiczką. Pomyślałam sobie, że to strasznie krzywdzące. Zrobiło mi się naprawdę źle i smutno. Ma jednak rację. Mam paranoję. Staram się wychwycić najmniejsze oznaki, że jest coś nie tak, bo boję się, że coś zepsuje i nawet tego nie zauważę, a potem będzie już za późno, a on odejdzie. A wiesz, jest całym moim światem. Wiesz jak bardzo chciałabym Ci o nim opowiedzieć? Zachwycać się nim przy Tobie, żebyś widział jaka jestem szczęśliwa? Tymczasem, muszę leżeć i płakać i nie mogę mu powiedzieć, że już nie daje rady, muszę się zamknąć w sobie i milczeć. Dać mu zdawkowe informacje, tak, aby nie pomyślał że jestem do niczego, że jestem wybrakowana. Chce żeby widział mnie odpowiedzialną, silną, mądrą i poukładaną. Nie psuj mi tego proszę, nie psuj.

3.3.15

***

Tato,


Nigdy nie rozumiałam czemu to zdanie zaczyna się z wielkiej litery, przecież jest po przecinku, nie po kropce. Zastanawiam się jak zacząć. Już długo się zastanawiam, bo nie wiem jak przejść do sedna. Przygotuj się. To nie będzie miły list.
Psycholog powiedziała, że nie poradziłam sobie z Twoją śmiercią, że nie przeżyłam żałoby. Tylko jak się ją przeżywa? To można odbębnić i o tym zapomnieć? Czy ona w ogóle wie o czym mówi?
Pamietam jak tam leżałeś, pod blokiem. Pamiętam dokładnie Twoje ciemnozielone sztruksowe spodnie, granatową cienką kurtkę. Strasznie ją lubiłam. Nie mogę sobie przypomnieć Ciebie w pełnej sprawności fizycznej. Mogę oglądać zdjęcia, uczyć się ich na pamięć, a w głowie mam tylko ten jeden obraz. Obraz, gdy jesteś już chory. Twoje ruchy nie są płynne, nie kontrolujesz prawej ręki tak jak byś tego chciał. Kuśtykasz. Widzę jak jest Ci przykro. Boję się, że zobaczyłeś w moich oczach to, co ja teraz widzę w swojej głowie. Chorego człowieka. Pamiętam ostatni dzień w którym się widzieliśmy. Pamiętam jak do mnie docierało, że już Cię nie ma. Nie docierało, że nie będzie. Pamiętasz?
Leżałeś tak wygięty, taki słaby, z nosa wypłyneła galaretowata papka. Szaro różowa. Leżałeś, a M. płakał. Krzyczał, bo chciał Cię obudzić. Myślę, że on już wiedział, że nie żyjesz. Dla mnie po prostu na chwile odszedłeś. Nie wiedziałam co czuć. Przyznam Ci się, że poczułam pewną ulgę. Poczułam, że teraz w końcu będę mogła iść do pracy i nie będziesz mi wyrywał słuchawki z ręki. Nie będę przerażona dzwonić do mamy, że znów wsiadłeś do samochodu. Nie będę trzęść się w środku za każdym razem kiedy mnie odtrącasz. Tak. Nie sądziłam, że to powiem, ale zrobiłeś się wredny. W sumie Cię rozumiem. Jest mi Ciebie szkoda. Naprawdę mi Ciebie szkoda. Patrzę i widzę jakim jesteś słabym schorowanym człowiekiem. To zobaczyłeś w moich oczach tego dnia? Wiesz, że jedyne czego chciałam to to, żebyś był dalej moim ojcem? Wiesz, że nie obchodziło mnie czy możesz obrać ziemniaki, czy trzeba Ci pomóc. Wiesz, że miałam szesnaście lat i przede mną było tyle rzeczy o których mogłam Ci opowiedzieć. Pamiętam jak się uśmiechasz, ale pamiętam doskonale jak płaczesz, jak masz wszystkiego dosyć. Rozrywało mnie wtedy od środka.
Zwolnili mnie z pracy. Tydzień temu. Zastanawia mnie czy byłbyś zze mnie dumny czy może rozczarowany. Ostatniego dnia powiedziałeś mi, że są ze mną same problemy, że jestem leniwa. Powiedziałbyś to samo? Czy byłbyś dumny z tego, że chce być sobą. Wiesz ile jest pytań na które mi nie odpowiesz? Wiesz, że codziennie rodzą się kolejne? Wiesz, że zostawiłeś mnie z tym wszystkim samą? Wiesz o tym? Wiesz, że nie mogę do Ciebie zadzwonić z płaczem, że znów pokłóciłam się z P. i nie wiem co robić?  Że jest mi przykro, nie rozumiem świata i nie rozumiem mężczyzn, a jeszcze bardziej nie rozumiem siebie. Wiesz? Co byś mi powiedział? Zrozumiałbyś mnie czy byłbyś jak matka? Wymagający, niezadowolony i pragnący tylko i wyłącznie spławić mnie jak najszybciej.
Tato, jestem na Ciebie zła. Jest mi strasznie przykro. Brakuje mi Ciebie każdego dnia. Wiem, że nie wyjechałeś, że nie wrócisz, że już naprwdę Cię nie ma. Chciałabym Cię dotknąć, przytulić się do Ciebie i powiedzieć Ci jak mocno Cię Kocham. Nie ma Cię. Zostawiłeś mnie z tymi wszystkimi uczuciami samą. Po prostu sobie poszedłeś. Nie żegnając się, nie zostawiając żadnej odpowiedzi. Same domysły. Ile byłabym mądrzejsza, ile byłabym lepsza gdybym Cię miała. Tyle byś mnie nauczył. Nauczyłbyś? Może wcale bym Ci się nie podobała, może byłbyś zawiedziony, może patrzyłbyś na m nie z odrazą jak na coś wybrakowanego, nie udanego. Tak ważne jest dla mnie to co byś czuł, co byś myślał. Ale nigdy nie będę tego wiedzieć, przecież Cię nie ma. Ci wszyscy mężczyźni z którymi się spotykałam, czy oni są tacy jak Ty?
Widzę Cię cały czas w drzwiach do mojego pokoju, nie potrafię przywołać innego wspomnienia.
Tato, jestem wściekła. Mam w środku głęboką pustą dziurę. Pogłebi się kiedyś bardziej. W dniu w którym wezmę ślub, odwrócę się i nie zobaczę Cię wzruszającego się. W dniu w którym urodzę dziecko i spoglądając na ludzi stojących nademną nie będzie tam Ciebie.
Tato, to nie jest mój ostatni do Ciebie list. Chciałabym pisać dalej, ale nie mogę. Duszę się, głowa mi pęka, a w gardle wszystko staje. Nie mogę też płakać. Muszę zaraz sprawiać wrażenie, że wszystko jest dobrze. Wiesz, P. się o mnie martwi. Nie chce sprawiać mu przykrości. Bardzo go Kocham.
Nie poznasz go nigdy. Nie chciałeś go poznać? Nie chciałeś widzieć tego wszystkiego? Nie chciałeś mi pomagać?
Chyba rozumiem. Ty pewnie o tym nie pomyślałeś.
Muszę się zbierać.





***


- co jest? -
- boli mnie głowa -
- byłaś na badaniach? -
- nie -
- wiesz, że to może być... -
- wiem -
- zrobisz coś z tym? -
- nie, teraz się boję... -


1.2.15

***

Jest ciemno. Ciężkie szare zasłony pilnują, aby nie dostało się tu żadne światło. A jednak, a jednak jest nikła poświata, która pokazuje rysy jego twarzy. Śpi. Spokojnie. Budzę się tutaj kolejny raz, kolejny raz wiem, że będę budzić się już tu zawsze. Nie w tym łóżku, nie w tym domu,  może nawet nie w tym mieście, ale tu, obok niego. To jak przebłysk, nagłe oświecenie. Któregoś poranka to po prostu się stało. Świadomość, przynależność, coś stałego. Wydawałoby się, że już to czułam, wydawałoby się, że to już było. Nie raz. Nie. To coś innego. To zawsze była chęć, to zawsze była potrzeba, to zawsze było zmęczenie i to wyrywające się z piersi uczucie, pragnienie, bycia z kimś, dla kogoś, błaganie ciała o spokój i stabilność. Teraz to nie prośby. To nie wołanie. To pewność. To nie pogodzenie się, że tak już będzie, bo nie będzie lepiej. To pewność. To czyste "po prostu".
Myślenie się przestawia. Chcę znów się opiekować. Opuszczam bariery. Tym razem powoli. Podchodzę całkiem inaczej, jednak cała, nie połowicznie. Wpuszczam go do swojego świata. Chce go wpuścić do swojego świata.
Boję się, jak każdy, jak zazwyczaj. Przypomina mi się, że już byłam tyle razy pewna, tyle razy uwierzyłam. Tylko tym razem to uczucie jest inne. Pewniejsze. To już się po prostu stało. We mnie w środku coś się przemieniło i oddało drugiej osobie w całości. Czuję, że jesteśmy związani. Czuję jak emocje targają, jakie są skrajne gdy tylko dzieje się chwilę coś źle, gdy tylko na chwilę się coś zasiewa w głowie. Chce niszczyć cały świat, wybuchać go i zmiatać w pył. Skoro ma nie być nas, nie będzie już nic. Potem patrze na niego w nocy, gdy światło z latarni wpada przez ciężkie zasłony, patrzę i rozpiera mnie radość. Jest tu obok, jest mój. Jestem szczęśliwa.


2.3.14

***

Zawsze jest wytłumaczenie.Jutro na pewno też się jakieś znajdzie. Są ludzie inni, jest zła pogoda,nie ma humoru, jest ładna pogoda,źle się czuje, jest zmęczony, jest wtorek, chciał pogadać z kolegą, chciał…zawsze coś chciał tylko nie mnie. Odpocząć, obejrzeć mecz, pograć, siedzieć i klikać na ipadzie, siedzieć i klikać w klawiaturę, spotkać się, pogadać, poleżeć i tysiąc innych wymówek. Ma na wszystko czas, ma dla wszystkich czas, tylko nigdy dla mnie. Jestem pieprzoną kucharką i panią od brudnej roboty. To strasznie frustrujące gdy ktoś pyta go czy umiem gotować, a on odpowiada w taki sposób by zdyskredytować wszystko co robię, zarazem uśmiechając się do innych, chwaląc ich i wypowiadając się w samych superlatywach. To niby pierdoła, to niby nic. Ale do cholery jasnej, gdy nie słyszysz nic pozytywnego o sobie, tylko same negatywy, tłumaczone zawsze żartem, lub też nie. Gdy przychodzi taki czas, że patrzysz na to co robisz i uświadamiasz sobie, że nikt tego nie docenia, że nie dostajesz w zamian nic. Ani ciepłego dotyku,ani wdzięczności, ani nawet szczerego dobrego słowa. Tylko zbędne kurtuazyjne gówno. To wkurwiające gdy słyszysz szepty, które cichną gdy wchodzisz i prowokuje je osoba która jest Twoim partnerem.Najbardziej wkurwiające jest to ,że ktoś kto powinien stać za Tobą murem jest Twoim największym wrogiem.
Zawsze gdy zrobi coś źle i zwróci mu się uwagę, zawsze odwraca sytuację, wspomina o rzeczach które z tematem nie mają nic wspólnego. Nie odpowiada na proste pytania, bo nie ma odpowiedzi, zawsze zarzuca Cię jakimś gównem którego nie masz ochoty słuchać i jest wytrzaśnięte z kosmosu. 
To takie mdłe, marudzące, i użalające się. Ale wkurwiające i kujące zarazem. Najgorsze jest to poczucie porażki, ponownej. Dajesz komuś siebie, dajesz komuś zaufanie, miłość i inne bzdety i znów kolejny raz to ktoś wykorzystuje. Już wiem ,że wszystkie jego opowieści muszę traktować odwrotnie. Pamiętam to jak dziś, mówił, że jest taki dobry, że zawsze dobro innych stawia wyżej niż swoje, jak bardzo ma poukładane priorytety, jak to zawsze ktoś go wykorzystywał. Nie sprawdziło się nic, wszystko jest na odwrót.
Nie ma nic do powiedzenia , prócz zwalania winy na innych, a najbardziej na Ciebie.
I założę się, że gdy tylko powiem mu ,że jestem nieszczęśliwa, gdy tylko powiem o wszystkim jak ja to widzę, zaraz znajdzie jakąś pierdołę by wszystko zwalić na mnie. Wyciągnie jakieś nic nieznaczące słowo, mimo, że mówił milion razu gorsze, wyciągnie jakieś zdanie które nie ma najmniejszego znaczenia, ale wydaje mu się,że to najlepsza linia obrony. Życzę mu by w końcu otworzył oczy. 
-Czemu marudzisz?-
-Bo mogę. -

6.2.14

***

Byłabym dobrym Bobem budowniczym. Buduje, później wszystko wyburzam. Buduje z gracją, polotem, fantazją i ogromem nadziei. Wyburzam prosto, silnie i do samego końca.
Najlepiej buduje bariery. Bariery i zdania z "nigdy" to moja specjalność. Za każdym razem mówię sobie , co mam do stracenia, warto zaryzykować, i za każdym razem do stracenia mam strasznie dużo. Za każdym razem zostawiam sobie czarną dziurę w brzuchu, czarną otchłań w sercu, nienawiść i ból.
Mówimy ,że to czarna dziura. Dokładnie jest to zaciśnięta grdyka, tak jakby ktoś ją nam ścisnął i nie chciał puścić, tak jak wtedy gdy chcemy strasznie płakać, ale się powstrzymujemy. Do tego dochodzi to uczucie opuszczenia. Nasze ciało tak bardzo pragnie, tak bardzo Kocha i nie może mieć tego co chce. Potrzebuje emocji, potrzebuje uczucia, jest na głodzie i tego nie dostaje.
Nie wierzę już. Tak bardzo bym chciała i tak bardzo pragnę całym swoim ciałem i głową, ale już nie wierze. Nie jestem w stanie zaufać. Po raz kolejny ktoś rozerwał mnie na kawałki. Przecież zawsze proszę, zawsze ostrzegam, że sobie nie poradzę, żeby się zastanowili. Tym razem nie poradzę sobie na pewno. Nie radzę sobie kompletnie. Znów jestem zagubiona, chce mi się płakać, wymiotować, niszczyć, kopać i wydzierać się jak najgłośniej. Chce popaść w lament i furię, pokazując wszystkim jak bardzo cierpię. Budujemy coś i kurwa po chuj to budujemy kiedy nie ma w nas chęci walki i utrzymania tego. Nie rozumiem znów kompletnie nic. Zostałam wychowana inaczej, zostałam nauczona inaczej, zostałam inaczej doświadczona. Dla mnie się walczy. Ale jak walczyć gdy się już nie Kocha. trwam w tym maraźmie tracąc resztki godności, tracąc resztki  szacunku do siebie. Nie potrafię o siebie zadbać. Może dlatego nikt inny też tego nie potrafi. Nikt inny tego nie chce. Już nigdy nie chce w nim wchodzić. Już nigdy. Ostatnie okruchy wiary zmiótł wiatr i nigdy nie wrócą. Już nie zaufam. Nie potrafię. Jak zaufać gdy jest się okłamywanym na każdym kroku. Jak można powiedzieć komuś ,że się go Kocha, a potem zostawić przez byle pierdołę. Jak można nie chcieć walczyć i jak można odkochać się tak szybko. Po chuj rzucać słowa na wiatr. Po co robić komuś taką krzywdę, a zarazem robić krzywdę innym zostawiając nie gojącą się bliznę.
Nie rozumiem świata, to takie banalne. Naprawdę go nie rozumiem.
Jestem milionem rozsypanych kawałków. Już nigdy się nie pozbieram.

7.1.14

***

Zawsze to moje oddanie odbija mi się później czkawką. Zawsze bycie w stosunku do kogoś fair, dbanie o to by nic nie można mi było wypomnieć, żeby nikomu nie zrobić krzywdy, żeby nie można mi było nic zarzucić ,trafia mnie na końcu obuchem w łeb. Może to jest narzędzie , którym się po prostu nie potrafię posłużyć. Mam to, ale nie wiem jak tego używać. Nikt przecież nie dał instrukcji obsługi, a samemu nie wiadomo czy dojdzie się do właściwego sposobu jego użycia. Kiedyś obejrzałam trzy czwarte filmu do góry nogami, zasugerowałam się tytułem i nie wydawało mi się w tym nic dziwnego, prócz tego, że ktoś miał bardzo oryginalny, chociaż trochę kontrowersyjny pomysł. Okazało się, że nie posiadam kodeków i po prostu film nie działa mi poprawnie. Może tak samo jest z moim mózgiem, z tym co robię. Może to jest tak, że myślę i wydaje mi się wręcz naturalne, prawidłowe, to wszystko co próbuje zrobić, to czego nie robię, to jak przygryzam język, to jak bardzo jestem szczera. A może ja mówię w innym języku.Może to jest tak, że myślę inaczej, a z moich ust wypływa zupełnie co innego, może sama tego nie słyszę. Nie potrafię tego zrozumieć. Nie potrafię tego zrozumieć, a jeszcze bardziej nie potrafię tego naprawić. No bo jak naprawić coś co nie wiadomo jak się zepsuło? Coś jest ewidentnie ze mną nie tak. Nie odbieram rzeczywistości tak jak się powinno. Czasami zastanawiam się czy we mnie jest jakaś druga ja, która chodzi sobie na co dzień, i dopuszcza mnie tą, piszącą, od czasu do czasu, by posmakować życia codziennego. Ja znów nie rozumiem. I nie wiem co robić. I znów się boję, znów zalewam łzami, jak jakaś miękka gąbka, rozżalona nastolatka, i nie wiem co robić. Bo co jeszcze mogę zrobić, żeby było dobrze? Jeżeli to co robię z przeświadczeniem o poprawności jest błędne i sprowadza burze. Walczyć? Jeszcze  raz? Wypędź ze mnie ten cholerny strach, wypędź ze mnie wszystko co złe. Tak, abym mogła być dla Ciebie samym dobrem, samym ciepłem, miłością, aniołem. Staram się, bardzo się staram i tak bardzo chciałabym. Ale jestem ułomna. Coś jest nie tak i nie mogę dojść co.

1.1.14

***

Ile jesteśmy w stanie wytrzymać, ile jesteśmy w stanie się naginać i jak szybko mija czas odporności i słabości, kiedy to chcemy wrócić do bezpiecznego? Ile? Jak podejmujemy wybory? Czy wierzymy w coś w co chcemy uwierzyć, bo tak bardzo tego potrzebujemy, czy to czego potrzebujemy odrzucamy, bo taka rola natręctw przeszłości. Nowy rok. Nowe. Czy tak naprawdę? Czy może stare utarte szlaki wkradają się i przechodzą przez próg bezszelestnie, a potem znów zagnieżdżają się w nas nieodwracalnie. Mówiłeś ufam, mówiłeś że wspierasz, a potem łgasz w co drugim słowie. Mówisz kocham i upewniasz się pięć razy, by chwilę potem uderzyć najzimniejszym lodem, traktując jak nikogo. Nie liczę się, nie dziwię się. Nigdy dla nikogo się nie liczyłam. Wszystko jest zawsze złudzeniem, zauroczeniem, ponoć ono jest najsilniejsze. Tylko, ze mija szybko, nic po nim nie zostaje, noc z pozytywnych uczuć. Drętwieją mi usta, zatyka mnie w klatce piersiowej, i najlepiej by było, gdyby to wszystko zakończyć, nie przedłużać decyzji, nie przedłużać wyborów. Z pełną świadomością nie czekać na lepsze czasy które na pewno nadejdą. Nie czekać na te wszystkie rzeczy które można odkryćktórych można spróbowaćZrezygnować z czystego i tajemniczego piękna, które można napotkać. Z pełną świadomością, nie chce już tego. Z pełnym przeświadczeniem, wiara, a raczej pewnością, po prostu już nic więcej nie brać. Klatka niech się zaciśnie, raz na zawsze, i utnie dalsza drogę
Jesteś tak przewidywalny, będziesz tam siedział i nie zrobisz nic. To rzeczywistość. My kobiety wyobrażamy sobie ze w takich chwilach nas obejmiecie. Troską, opieką i zwykłymi gestami które my odbieramy za znak miłości i oddania. Koniec raz kolejny. Taka natura. Bo jak się kogoś kocha to przełyka się dumę. To wie się od stóp do głów gdy kogoś boli, bo nie chce się nikogo skrzywdzić, bo nie chcemy , by się czuł źle. Ale to gdy kogoś się Kocha, tak prawdziwie. Bo gdy się człowiek tylko zauracza, nie obchodzi go nic. Obchodzi go tylko on

O mnie