27.12.13

***

Zdrowy rozsądek. Mówimy, że coś nam podpowiada. Czy różni się od przeczucia? Bo właściwie czym jest jedno i drugie i jak rozróżnić moment gdy odzywa się w nas fobia, a kiedy, zwykłe ludzkie odczucia, które nas przed czymś ostrzegają? Gdy pojawia nam się w głowie dzika myśl, narasta, kiełkuje, rodzi następne. Skąd mamy wiedzieć, czy to nasz szósty zmysł próbuje zwrócić nam na coś uwagę, czy czasami to nie jest obcy, który właśnie się obudził i szuka pożywki. No dobrze, a co z ta myślą? Mamy o niej mówić, rozmawiać, zepchnąć na dalszy plan. Co z nią zrobić? Bo wyobraźcie sobie chwile szczęścia, taką która trwa i trwa i w trakcie tej właśnie chwili, zradza się myśl, gęsta, czarna, logiczna. Jak często powracamy do przeszłości i jak przeszłość może być naszym ciężarem. Jak często czyjaś może nam ciążyć. Jak często stare naleciałości mogą nam zepsuć coś nowego? 
Czasami jest tak, że radzimy sobie dobrze, nie robimy problemu tam gdzie go nie ma, a może hamujemy się tylko dlatego, że zwyczajnie nam głupio, lub boimy się reakcji innych. I to wcale nie oznacza, że problemu nie ma, bo rodzi się on w pewnym momencie, a wtedy, myślimy że już jest za późno, bo podjeliśmy pewne decyje, wypowiedzieliśmy słowa i nie mamy prawa teraz zastanawiać się i przemyślać. Lub zwyczajnie kolokwialnie mówiąc "wyskakiwać z takimi rzeczami" 
No więc jak to z nami jest? Do czego mamy prawo, a do czego nie? 
Czasami nie mówimy, nie chcemy być marudami, ale czy to nasze marudzenie to nie są ważne sprawy? O! Często się mówi, że trzeba rozmawiać i być ze sobą szczerym. Łatwo powiedzieć , gdy nie ma się wyrośniętych korzeni strachu, one znajdą pożywkę wszędzie. Co robi wtedy ta łaskawa druga strona, która tak mocno się tej otwartości domagała? Odchodzi. Nikt przecież nie chce spędzać więcej czasu z kimś kto ciągle narzeka, kto ciągle ma problemy, kto ciągle ma miliony scen w głowie i spodziewa się tylko najgorszego. O ironio, po raz kolejny się spotykamy. Niech nikt mi nie mówi, że tak nie jest. Sama kiedyś odeszłam, nie byłam na tyle silna. I to nie wina tego kogoś, to wina mojej słabości. Po prostu mnie przerósł, nie byłam tak silna jakby się wydawało. Teraz myślę, że mogłoby być inaczej, ale to zawsze przychodzi z czasem. Za długim. Tak samo jest gdy zapytas kogoś obok, co jest najważniejsze w relacji z drugim człowiekiem. Odpowie , że szczerość, ale gdy tylko staniesz się z nim naprawdę szczery, gdy tylko otworzysz się tak jakby wydawało się, że tego chce- odrzuci Cię. Przerazi go twoja zawiłość. twoje skomplikowanie. Trafiamy z tym jak kulą w płot. Zostajemy sami ze sobą, czasem rozumiani przez przyjaciół, obcych ludzi, rodzinę, ale nidy przez tych przez których na prawdę chcielibyśmy być rozumiani. To tragedia dzisiejszych czasów, a może to tragedia ludzkości. Nikt nigdy nie dojdzie, a sprawy zostaną takie jakie są.

P.Życzę Ci zrozumienia, ciepła i troski. 
Myślałam, że wiem, czego potrzebujesz, nie raz się pomyliłam, mogę mylić się i tym razem.
Zrozumienia, ciepła, miłości, troski. Z tym powinieneś dotknąć szczęścia.

21.12.13

***

Zrobiłam pierwszy test, chwilę potem drugi, przy trzecim puknęłam się w czoło i odłożyłam go na następny dzień. Wytrzymałam nie całe piętnaście minut. Zrobiłam trzeci. Oczywiste było natychmiastowe rzucenie palenia i szybkie badanie krwi. Zaraz po nim obliczyłam wszystko, przecież to nie możliwe! Udawałam głupią, udawałam ,że nie pamiętam kiedy to się zdarzyło. Pamiętałam doskonale i wszystko pasowało. 
Cieszyłam się, nie wiedziałam co zrobię dalej, chciałam chwilę poczekać. Zadecydować o życiu swoim, jego i naszego dziecka.Zaczekać chwilę. Chwila minęła a ja leżałam przerażona na szpitalnej sali. Przeglądając kolejne strony ze zdrowym odżywianiem, ćwiczeniami, ubrankami, aksesoriami. Przeglądałam jeszcze długo po tym , gdy wiedziałam, że już nic we mnie nie ma. Kobiecie obok się udało. Próbowali z mężem już trzy razy, to była ich ostatnia nadzieja, udało się. Ona tryskała radością, on opiekował się jak mógł, a ja tępo patrzyłam w okno jakby tam miało coś zaświecić. Nikt nie powiedział czemu, więc odpowiedziałam sobie sama. Nie potrafię nawet utrzymać ciąży, czegoś naturalnego, nie potrafię zatrzymać w sobie nawet tego co sama stworzyłam. Próbowałam to zbagatelizować, uśmiechać się, mówić "to nie było miłe, ale tak musiało być" z miną tej twardej co radzi sobie, bo jak inaczej. Niby się trochę otwieram, a tak naprawdę zaciskam w środku coraz bardziej. Ale czy ktoś szczerze zapytał? Czy ktoś naprawdę chciał wiedzieć? Czy słowa "nawet nie było nic widać" nie zamkneły mi ostatnich drzwi? Wiedziałam, że już nic w sobie nie noszę, nie przeszkodziło to jednak w wybieraniu imienia, w przeglądaniu for internetowych z przebiegu ciąż innych Mam. Ubranka, które mogłam uszyć,  zabawy w które mieliśmy grać, to wszystko co mogłabym dla niego lub dla niej zrobić. Jak bardzo mnie to zabolało? Jak bardzo zasiało się w głowie? Mija rok. Czy przeszło? 
W pokoju obok leży dziecko, nasłuchuję każdego szmeru, każde skrzypnięcie doprowadza mnie do lekkiej paranoi. Gdy się obudził i płakał czułam bezradność, panikę. Wiedziałam co robić, ale gdyby nie przestał? Gdyby te dwie minuty trwały całą wieczność? Bo gdyby on był mój to z pewnością każda minuta jego szlochu byłaby dla mnie niczym rozpadający się wszechświat, mój dotyk, mój uścisk, wypełniony byłby ogromem miłości, ciepła i troski.Napewno! A gdyby nie był? Gdyby coś mi odbiło i stałabym się oziębła i obojętna, nie ludzka. Gdyby przyżeczenia, że nie będę taka bezlitosna jak Ona , rozmyły się niczym dym. Powiedziała mi " Nic się nie stało, może to i nawet lepiej" 
To nie jest coś z czym radzisz sobie od tak. A może jest, tylko ka tego nie potrafię wyrzucić? Mija rok, a ja czuję, że jeszcze tego nie przetrawiłam. Mija rok, gdy zamknięto mi usta.

14.12.13

***

Jestem dzisiaj inną sobą. Zatopiona w swoim świecie. Świateł, muzyki, kontrastu. Przeplatam nastroje, przeplatam humory, znów wszystko chcę rzucać, chce odejść, chce się nie przejmować. Ciężki deszcz w moim mieście, podkreśla ironie. Niebywałą drwinę, która stała się rzeczywistością , za pstryknięciem palca, w mojej głowie. Przekręcam głowę z lewej do prawej,  z prawej do lewej, zataczam kręgi. Powoli ruszam ramionami, w górę i w dół, do rytmu. Chcę poczuć wolność, a czuję jak zamykam się w sobie. Czuję jak nie mogę powiedzieć co jest we mnie, czuję jak muszę się chować, czuję jak zaczynam być nieszczera wobec siebie, czuję jak się powstrzymuję być sobą, czuję jak znów zapominam o sobie, jak nie jestem dla siebie ważna, jak wariuje, jak zaczynam szaleć, chwytać się ostrego by nie upaść, tnąc się dotkliwiej niż to ma sens, czuję, że to ja, ale ta zła, czuję jak napełnia mnie agresja, dzikość. Dzikość, niespokojna, zła. Tej w sobie nie lubię, wolę tą drugą, dziką, lecz spokojną, pełną ciepła i dobra. Czarna koszulka bez ramiączek, spocone ciało, potargane włosy i pełna swoboda ciała wypełniona ciężkim basem, oblana czerwonym światłem. Gdzie ta ja? Co jest pewna, co tupie nogą gdy trzeba, gdzie ta co walczy o siebie i o niego? Gdzie? Znikła, podnosząc głowę znad laptopa, oblana światłem pałacu kultury? Znikła, odkręcając stopą gorącą wodę w wannie, by dać chociaż trochę ciepła? Znikła, wraz ze śniegiem, białym puchem na placu defilad? Gdzie jest?
Byłam o krok, żeby zadzwonić. Nie mogę tego zrobić. Obiecałam nam.

Wyszliśmy z kina i padał deszcz. Ciężki. Stuknął wielkimi kroplami, groźnie o telefon. Dał znać, że czas do już schować.
-masz ogień? -
-mam-
-ona była strasznie do Ciebie podobna, pamiętam jak któregoś dnia w Cudzie nad Wisłą, wypiłaś dużo wina i byłaś jedyną osobą tańczącą, stałaś zaraz pod sceną. Zrobiło się już jasno, a Ty nadal tańczyłaś-
-pamiętam, poszliśmy później wszyscy na schodki nad rzeką paliliśmy jointy i piliśmy słodkie białe wino, kaca miałam dwa dni-
-jak my wszyscy, ale miałaś coś niepokojącego w oczach, i teraz już wiem co, Ty po prostu cierpiałaś. To głupie,że czasami musisz obejrzeć nierealny film, żeby zrozumieć realną, rzeczywistą naturę człowieka-
-przyjechałam do Polski,żeby iść na francuski film, tam pójdę na polski-
odpaliliśmy starą skodę i jechaliśmy powoli przez miasto, nie mówiąc już do siebie nic, bo każdy zatopił się we własnym świecie.
Zaparowane szyby, tłuste plamy rozmazujące światło, ciężkie krople deszczu i wszechobecna czerwień i żółć. Na pożegnanie wymiana spojrzeń, szczery uśmiech i dziwna bezradność. Mgła, droga na dwunaste piętro i coś co zrodziło agresję w sercu.
Witaj Warszawo, dawno Cię u mnie nie było.

3.12.13

***

Mówiąc o uczuciach, określając je, często kierujemy się stereotypami. Stereotypami i tym zalęgniętym w nas strachem. A co jeżeli pewnego dnia, czujemy coś, ciśnie nam się na ustach i każda cząstka naszego ciała to wie. Czy to jest tak , że sami siebie oszukujemy i jesteśmy w błędzie? Jakie wyjście jest lepsze? Wstrzymać się i czekać, aż przyjdzie dobry moment, aż nie zabrzmi to głupio, naiwnie? Czy może poddać się swoim uczuciom i zaufać temu co siedzi w środku,bo gdyby nawet za jakiś czas, okazało się pomyłką, przecież, można się zwyczajnie pomylić. Jesteśmy ludźmi, czasem nasze ciała i nasze mózgi zwodzą nas przeokrutnie. A jeżeli tym razem nie zwodzą, tylko dają znać, żeby się nie ograniczać, nie bać, korzystać, dawać i cieszyć się wspólnie?
Każdego ranka budzę się i czuję jak przepełnia mnie ciepło. Wylewa się ze mnie litrami, tonami i wszelką wielką miarą. Łamię postawione sobie reguły, opuszczam bariery, nie tworze murów i mam wielką nadzieję, że nie spadnę. -Czemu tym razem miałoby być inaczej- pytam siebie codziennie przed lustrem. Może dlatego, że tym razem pozbyłam się wszystkich barier od razu? Może dlatego, że wyczyściłam kartę, pozamykałam co tylko mogłam, zaryzykowałam wszystkim co mam i będę ryzykować dalej!
Patrzę na niego i szukam złych rzeczy. To takie dla mnie typowe. Gdy zachwycanie się przybiera zbyt intensywną postać, zastanawiam się co też chce mi przysłonić. Wtedy zaczynam szukać. Nie mogę znaleźć. Albo jestem tak zaślepiona, albo w końcu to jest to! Nawet gdy już coś znajdę i uświadamiam sobie czym to jest, akceptuje bez kiwnięcia palcem i przestaje być to jakimkolwiek problemem.
Zachwycam się drobnymi rzeczami. Podawaniem herbaty, sposobem w jaki kładzie się na łóżko, jak odkłada szczoteczkę do zębów, jaką ma minę gdy szuka koszuli , jak spina mu się twarz gdy coś przemyśla, lub nie jest do końca zadowolony. Sposób w jaki odpala papierosa, przegląda wiadomości i to jak wchodzi po pracy do domu.  Ale to wszystko nie eliminuje mojego strachu. Mam wrażenie, że wręcz go potęguje. Coraz dziwniejsze sny, coraz mocniejsze zaciskanie gardła gdy tylko mam wrażenie, że coś jest nie tak. To chyba to co zrodziło się we mnie przez te wszystkie lata. Potrzeba bycia dla kogoś naj i przeraźliwy strach, gdy tylko coś wskazuje ,że może być źle. Gdy pojawia się myśl "ale to się zaraz wszystko posypie" odsyłam ją do kąta i wychodzę z uśmiechem. Myślałam, że osiągnęłam już apogeum, że strach nie może być mocniejszy, a on ciągle narasta i narasta i przeplata się ze szczęściem. To szczęśliwy strach. och co za ironia!

O mnie