24.4.13

***

Nie dokońca chodziło mi o takie wyzwania, ale Paryż odpowiedział na moje wołanie. Zastanawia mnie czasem ile jesteśmy w stanie na siebie ściągnąć samymi myślami, czy może jest tak, że silne przeczucie steruje nimi tak, aby obrały właściwy dla przeznaczenia tor?
Na samym wlocie już mnie okradli, mogłabym to odebrać jako sygnał do ucieczki, jednak zostałam i czekałam jak dalej sie wszystko potoczy. Przecież Paryż miał zesłać mi coś do dobrego.
Ledwie wysiadłam z lotniskowego autobusu i zaczepił mnie starszy Pan, postanowił polecić mi parę miejsc żebym mogła coś zjeść, przerwał na chwilę i dodał "ale tam nie spotkasz artystów, musisz iść gdzie indziej". Zastanawiałam się czy czasami nie prześwietlił mi plecaka, bo mój wygląd na pewno nie wskazywał , że z artyzmem mam cokolwiek wspólnego. To był dla mnie pierwszy znak, a może tylko przypadek, a ja znów dorabiam do tego ideologię? No dobrze, a jak wytłumaczyć to: budzę się o piątej rano i czuje , że muszę wyjść, postanawiam zjeść, więc śniadanie na schodach katedry racząc sie przy tym wschodem paryskiego słońca. Chwila zwątpienia, bo zimno, bo mokro, ale jakaś siła we mnie mówi "idź" , wypycha mnie najmocniej jak tylko potrafi. Z dwoma croisantami w ręku wjeżdżam pustą kolejką na górę. Zza rogu wyłania się ekipa filmowa , przygotowująca się do zdjęć. Zaczyna lekko pruszyć śnieg , więc wchodzę do katedry. Zastanawiam się na tą siłą, i czy czasami znów mi się nie wydaje. Dostaje wiadomość od znajomego, pyta się czy dotarłam, zwraca się do mnie imieniem jednej z postaci bajkowej. Już od jakiegoś czasu ta postać jest ze mną silnie związana. Wychodzę z katedry , siadam na schodach i zabieram się za swoje śniadanie. Na dole ekipa filmowa ustawia kamerę. Ustawia ją na starej figurce dokładnie tej samej postaci o której przed chwilą pisałam. A więc może powinnam zostać? Dał mi też w kość. Paryż oczywiście. Została mi przydzielona rola przewodnika. A ja przecież tak nienawidzę tego turystycznego Paryża. Turystą okazuje się największy arogant i ignorant jakiego w życiu poznałam. Nie sądziłam, że istnieje na tym świecie ktoś kto doprowadzi do tego, abym szukała możliwości wcześniejszego powrotu z mojego Paryża.To miałobyć to przypadkowe spotkanie? Zostałam skazana na tą osobę, a mój brak asertyqności nie pozwolił mi się nie zgodzić na ten los. W momencie kiedy umierała we mnie ostatnia nadzieja, dostałam wiadomość. Spotkaliśmy się pod karuzelą. W prawdziw nie było gonitwy do siebie, rwących uczuć, ani nic w tym stylu, ale pytanie "co Ty tutaj robisz" nie mogło się nie pojawić. Zagadałam mojego bohatera prawie na śmierć, ale uratował mi Paryż. Tym spokojnym i ślamazarnym na początku, a chaotycznym i w biegu na koniec - przypadkowym spotkaniem. Dał odetchnąć, poczuć się, chłonąć leniwie i chyba nabić energią.Nawet na pewno! A podkreślając stan obcych, nieznajomych, zwrócił uwagę, że gdy coś spbie życzymy ostrożnie dobierajmy słowa. Wracam tam, niech tylko wrzesień przyjdzie.

13.4.13

***

Jadę.
Mocne słońce ogrzewa mi twarz, oświetla czarne chmury kłebiące się za mną. Trafiły na swego.Skupiły się nad centrum i pewnie zaraz będą walić w tego szarego patyka co stoi ułomnie na środku. Jest cisza.Lekki , ciepły wiatr przypomina mi wakacje. Szyny, gdyby tylko nie były takie brudne, lśniłyby teraz jak złote wstążki. Wsiadam do pociągu, nie do końca pewna , czy to ten na który kupiłam bilet. Ma zaledwie trzy wagony, może cztery, a jedzie przecież do  Berlins. Ledwie wsiadam, a pociąg juz ruszył, nie dobrze, nie wziełam ładowarki do telefonu. To nic, żyje przecież w erze jabłka, każde hipsterskie dziecko użyczy mi kawałek kabla, pomacham im swoim radzieckim aparatem i po sprawie. Jadę. Odkąd wróciłam z Paryża targają mną dwie moce. Jedna wypycha na zewnątrz, pobudza potrzebę wyjścia, ładuje we mnie energię, rozpiera mnie. Druga zaś trzyma mocno w ryzach nie pozwalając się podnieść, buduje fizyczna otoczkę blokując energię jak tylko sie da. Wyrwałam się temu. Czuje, że jestem. Jadę. Siedzę chyba na grzejniku,panie obok plotkują w najlepsze, ja to chociaż sobie siedzę, bo Pan obok bedzie chyba tak stal cala drogę. Wszedł konduktor. Plotkujaca Pani wstała i wypieła swoje wielkie niebieskie dupsko pod sam mój nos. Bezczelne to uważam. Robi się ciemniej, chmury się kłębią, a ja czuje ze jestem.
Pięknie to wygląda, gdy las tak kontrastuje z niebem. Gdy bialo zlote promienie , tańczą nie bojąc sie wcale sprytnego granatu, przeplata się tam z szarością i widać,że całkiem się nieźle bawi. Długa droga mnie czeka. Gdyby tylko dali mi usiasc! Wyciągnełabym aparat, zapamiętała lepiej, zapisała, aby można było się przenieść w każdym dowolnym momencie. Bateria pada, światło się kończy, a ja jadę dalej, i jestem.

1.4.13

***

Zostały 34 godziny. Samolot uniesie się nad ziemią, panie każą zapiąć pasy, rozłożę się nie wygodnie i spróbuje dokończyć Łuk Triumfalny. Lecę. W miejsce ,które przyciąga mnie jak muchę do lepu. Miejsce, w które nie pozwoliłam się zabrać, bo coś tam i coś tam. W miejsce gdzie wydarzyć się może wszystko. Kto wie, może czeka mnie przypadkowe spotkanie. Może czeka mnie spotkanie mojego życia? Coś się przecież musi stać, więc czemu nie karmić losu by był bardziej obfity w swych działaniach. Nie obchodzi mnie jaką cenę przyjdzie mi zapłacić. Chcę tam być właśnie teraz. Całe cztery dni słodkiego paryskiego ja. Nie ograniczone niczym moje możliwości. Rób co chcesz, nie patrz na konsekwencje. Po cichu dopowiadam już historię, jak to on łapiąc mnie pod rękę , da schronienie pod parasolem. Ciężkie krople obijać się będą o rozciągnięty daszek małej kawiarenki, a my, będziemy pić kawę i pytać się "co Ty tutaj robisz?" uśmiechając się do siebie, pesząc, i czując w brzuchu to rwanie do siebie, tę pogoń. Paryżu, już za trzydzieści cztery godziny czekam na Twoje wyzwanie. Czekam z niecierpliwością i pozbawiona dystansu. Wszystko na jedną kartę. Może tak po prostu będzie lepiej, może to właśnie coś zmieni, może to jest sposób? Przewrócić sobie wszystko do góry nogami? Dopuścić do siebie nie możliwe i nie realne. Dać się pokusić, pociągnąć, dać sobie oddychać. Zachowując resztki rozwagi...pieprzyć rozwagę!!! Po prostu być, chłonąć, dać się temu wszystkiemu i czekać, czekać aż wydarzy się coś, albo nie czekać, zamiast czekać wydarzyć to coś samemu.

O mnie